1/06/2012

# 06. 01.

Nowy Rok. Klatki filmu przesuwają się nadal. Nic się nie zmieniło. Umieram i rodzę się kolejny raz.
Dziś uczyłam się łaciny w kościele i prosiłam o wsparcie. Pomyślałam o tym, że od czasu, kiedy w Kawalerce nie pracuje już ruda, krótko obcięta dziewczyna, americano ma tam jakiś kwaśny posmak. Weszłam więc po 17:00 i zamówiłam latte.
Cisza. 17:37, wtulam się w miękkość kanapy okrytej szarym materiałem w kremowe groszki, a ciepłe żółcie lamp odbijają się w szybach przejeżdżających autobusów. Piję latte, trzymam zeszyt do łaciny i spoglądam na faceta z bródką, który spogląda na mnie zza swojego maca.

( Łacina mi nie przychodzi łatwo, a latte  zawsze smakuje mi lepiej na podwójnym espresso. Nie wybaczę nigdy klientce z twarzą chomika tego, że zawsze zamawia w kawiarni, gdzie pracuję latte na 1/5 espresso. Sobie nie wybaczę nigdy, że zapomniałam dodać amaretto do latte dla pewnej klientki a zapytana o to, czy dodałam, skłamałam że tak. Porażka 2011)

Cisza.  17:43.
(...) Ujrzałam właśnie swoją twarz w szybie linii 116, zatrzymującej się po nasiąkniętych styczniową mżawką ludzi. Twarz zwrócona do szyby i przyglądająca się kawiarniom. Twarz kogoś, kto mógł wysiąść przed kościołem, wejść do środka i modlić się pod tym ołtarzem, gdzie kiedyś odprawiał msze Popiełuszko. Prosić  o wspomniane wsparcie. Pomoc w odszukaniu dalszej drogi. By ze swym problemem nie egzystować w pojedynkę. Zagubiony człowiek we wspomnieniach wieloletnich marzeń, które po spełnieniu nie dały ulgi.
Cisza.
Nie, jdnak nie jest cicho. Słychać szum i ludzkie oddechy. Daje o sobie znać szelest, jest jednak w nim coś jednostajnego. -(...) uciekamy się Święta Boża Rodzicielko, naszymi prośbami racz nie gardzić....-
Słychać kroki, stukot obsasów, obsesyjny, dobitny i nie do zniesienia. Warkot otwieranych drzwi.
Ulica.
 Spoliczkował mnie  styczniowy wiatr. Jest 17:02. Trzeba się gdzieś ukryć przed deszczem i sennością. Najbliżej tu jest taka kawiarnia....Stawiam stopę na pasy. W słuchawkach  kobieta śpiewa o tym, że wierzy, iż nadejdzie dzień, w którym uwierzy i wyłoni się z cienia. Poprawiam kołnierz płaszcza. Jestem szczęśliwa, że   od teraz nie egzystuję ze swym problemem w pojedynkę. Wyłaniam się na pasy zza srebrnego jeepa.
Wszak spotkałam się ze światłami rozpędzonego samochodu.
Cisza.
Kawalerka. Lubię ten gwar wymieszany z zapachem kawy i stukotem spodków od filiżanek.
116 wypełnione pasażerami o świeżych styczniowych spojrzeniach (pełnych noworocznych postanowień) i czerwonych z zimna policzkach odjechało z przystanku. "I na mnie już czas" pomyślałam o 17:45, kiedy wraz z autobusem odjechała moja twarz.

http://kawalerkawilsona.pl/     Polecam.