Jesień. Najgorsze właśnie jest najbardziej obecne. Najmocniej odczuwalne. Ta barokowa pogoda....i coś niezdefiniowanego sączy się z nieba. Napawa złym nastrojem. Właśnie teraz mam przebłyski nadziei, że stanie się coś niebywałego, co na chwile mogłoby odwrócić moj umysł od tego podłego obrazu Warszawy.
Gdy wychodzę z mieszkania, zimny prąd uderza mnie w twarz. Myślę sobie, że to dobry moment na otrząśnięcie się z resztek snu. Sny nie bywają jesienią lepsze. Właściwie w listopadzie próbują być najstraszniejsze. Dzisiejszej nocy śniły mi się moje wyrzuty sumienia... to zabawne, że jednak istnieją :-).
No właśnie- wyrzuty sumienia. Jako kobieta- mogłoby się wydawać- postać subtelna- mam świadomość swej coraz intensywniejszej rachityczności, kiedy teraźniejszość zaczyna ścierać się z tym, co istniało kiedyś....co stało się zadrą. Sprzed kilku dni...miesięcy....co powtarza się od pewnego okresu.
Chciałabym mieć psa. Chciałabym właśnie palić papierosa. Może skrócić włosy? Nowe buty? Chcę spotkać starego znajomego. Nowego mężczyzne. Wybrać się wreszcie nad Wisłę. Boję się ciemności po 17:00 jesienią. W autobusach śmierdzi. Tramwaj? Znów zapomniałam przepakować karty miejskiej do tej torebki. Kanar?
Wysiadam.
Wakacje raz raz! Śnię wyrzuty. Dobranoc.
Masz przede wszystkim być Sobą. Nie rozumiem melancholii z ,,okazji" żadnej pory roku. Nawet jesienią coś dookoła napełnia mnie pozytywną energią. Ktoś mi kiedyś powiedział że kobieta nie wymaga od mężczyzny żeby pomógł rozwiązać jej problemy tylko tego żeby jej wysłuchał....Wtedy jest jej łatwiej.
OdpowiedzUsuń